piątek, 5 września 2014

Przygotowania do matury oraz wybór przedmiotów maturalnych

Moim zdaniem warto od najmłodszych lat rozwijać swoje wszelkie pasje, znajdować swoje hobby, by potem łatwiej podjąć decyzję, co właściwie chce się w życiu robić. Człowiek uczy się całe życie i tak na prawdę każdy dzień edukacji sprawia, że jesteśmy choć odrobinę mądrzejsi. Nabieramy doświadczenia, co raz więcej możemy zrozumieć. Dlatego warto zgłębiać swoją wiedzę i ją utrwalać.

Jednakże - skupiając się już na samym liceum - uważam, że intensywna nauka z myślą "matura, matura" nie ma zbytnio sensu. Wiadomo, że trzeba się uczyć, ale wpajanie przez nauczycieli od samego początku, żeby się już zacząć uczyć to przesada. Przecież od rozpoczęcia liceum, do matury mijają 3 lata. Przez ten czas można zapomnieć co człowiek już nauczył się wcześniej. Ja nie miałam zbytnio problemów z nauką, nigdy nie miałam zagrożeń czy większych problemów. Do matury już tak konkretniej zaczęłam się uczyć w II semestrze 3-ciej klasy LO. I nadal uważam, że to mi wystarczyło. W I semestrze dużo czytałam: repetytoria, stare zeszyty, książki, Internet i te sprawy. Ale jak już wspomniałam, II semestr poświęciłam praktycznie w całości nauce. 

Egzaminy pisemne
Odpuściłam sobie imprezy na rzecz arkuszy z matematyki. W sumie przerobiłam ich około 17. Nie wiem czy to dużo, czy mało. Jednak teraz wiem, że dzięki nim i mojemu zaangażowaniu zdałam matematykę w wystarczającym dla mnie stopniu. 
Z polskiego nie uczyłam się praktycznie wcale. Stwierdziłam, że to i tak mi się nie przyda, a czytanie streszczeń to strata czasu, przecież przeczytanie tylu opracowań w jednym czasie może doprowadzić do tego, że wszystkie informacje się pomieszają i w ogóle nie będę wiedziała co i jak. Pomyślałam: "jakoś to będzie". I było. Pierwsza część, czyli tekst była bardzo przyjemna - o miłości :D Z tego co pamiętam to nawet ku mojemu zdziwieniu całkiem sporo punktów za to dostałam. Druga część - wypracowanie - hmm. Teksty nie były jakoś specjalnie trudne (spośród Potopu i Wesela, również ku mojemu zdziwieniu wybrałam Potop. Do dzisiaj nie wiem o czym była ta książka co za wstyd :D). Dostałam tyle punktów, ile zasłużyłam i na całe szczęście mam to już za sobą.
Angielskiego się nie bałam, bo umiem dość dobrze ten język, przed matura pisaliśmy dużo listów, pocztówek, ogłoszeń na lekcji i to mi w zupełności wystarczyło. Angielski to chyba dla większości dość łatwy egzamin.
Jako dodatkowy przedmiot wybrałam tylko geografię na poziomie rozszerzonym. Uważam geografię za bardzo ciekawy przedmiot, ale jego obszerność czasem mnie przerażała. Dużo informacji, a tak mało czasu. Chyba mi się poszczęściło, bo 62% to dla mnie był szok :D 

Egzaminy ustne
Masz dwie możliwości podejścia do tych egzaminów: albo się mocno stresujesz, albo idziesz kompletnie wyluzowany. 
Ja miałam szczęście, ponieważ po napisaniu egzaminów pisemnych miałam około 2 tygodnie wolnego i dopiero zaczynały się nam egzaminy ustne. Dla mnie i większości uczniów to ogromny plus. Nie wyobrażam sobie, aby zdawać ustne 2 dni po pisemnych (a tak miała moja koleżanka). Do egzaminów ustnych jak już łatwo się domyślić zaczęłam się uczyć po pisemnych. Jedynie prezentację oraz konspekt z polskiego miałam przygotowaną nieco wcześniej, by profesor w szkole sprawdził ewentualne błędy. Prezentację oraz konspekt pisałam sama. Byłam z nich bardzo dumna, ponieważ do moich "wypociń" nie miał sor zastrzeżeń. Wybrałam temat Młodzi gniewni w literaturze (...). Umiałam wszystko i wszystko powiedziałam na egzaminie mimo lekkiego stresu. Pani egzaminator przyznała mi zaledwie połowę punktów, wyjaśniając, że nie powinnam pisać o buncie, lecz o złości. No cóż. Widocznie ile ludzi, tyle różnych zdań. Szkoda mi było tylko mojej pracy.
Do angielskiego podeszłam na luzie. Dostałam maksymalną ilość punktów. Panie bardzo miłe, ale mimo to czasem pustka w głowie się pojawiała.To straszne czuć taką bezsilność w tak ważnym momencie. Ale bez większego strachu, jakoś wybrnęłam. 

O wyborze przedmiotów maturalnych
Dla mnie nie było łatwo wybrać już w lutym, co chcę zdawać. Przecież mało kto jeszcze wie, co chce właściwie studiować, niektórzy nawet w trakcie studiów przenoszą się na inne kierunki. To właśnie wtedy wymyśliłam sobie, że pójdę na coś ekonomicznego. A że profil w liceum (mat-geo) był taki, że i matematyka, i geografia były najczęściej brane pod uwagę to to się dobrze składało. Zastanawiałam się też nad dodatkowym angielskim rozszerzonym, ale ja angielskiego (w szkole) zaczęłam się uczyć dopiero w liceum. Wcześniejsza wiedza o języku angielskim była albo z kółek, albo z własnego zainteresowania. Dlatego postanowiłam nie ryzykować.


A tak na prawdę to, czy nasze wybory są słuszne, będziemy w stanie ocenić dopiero za kilka lat :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz